Przy herbacie ładnie się przedstawię...

Dobra zaczynam! Generalnie to setny raz. W tle cudowne, jesienne melodie, które kochany YouTube wybrał ponoć specjalnie dla mnie, w kubku zielona herbata z dodatkiem w postaci goździka a w głowie    pustka.


Blogów było ok. dziesięciu o tematyce różnej i wniosek z tego jeden: z konsekwencją u mnie słabo. Po co mi blog nr 11? Sama do końca tego nie wiem a powinnam, bo jedną z wielu zasad dotyczących prowadzenia bloga jest między innymi wybranie tematyki a co za tym idzie grupy docelowej. Ja nie mam ani tematyki ani grupy, klops. Może będzie mnie czytać cała klasa mojej siostry, czyli ekipa szalonych trzynastolatków a może opanowane koleżanki mamy- tego nie wiem. Jest jedno założenie, którego celem będzie stworzenie miejsca zbiórki dla moich wspomnień (bo przecież w sieci nic nie ginie a w moim mieszkaniu już tak), pomysłów, mądrości itd.

Napiszę, więc bezpośrednio i trochę bezczelnie, jeżeli się nie podoba to Cię tu nie trzymam siłą.

Gdyby efekt okazał się zupełnie odwrotny to zapraszam z otwartym laptopem, naładowanym tabletem i innymi gadżetami umożliwiającymi Ci wczytanie się w moje wymądrzanie. Jaka będę rada zakładając, że Ty też będziesz się tu wymądrzać. Śmiało! Nie ma jednej prawdy. Ja wiem swoje, Ty wiesz swoje a może oboje nie mamy racji i ktoś nam tu o tym powie? Generalnie byłoby zajebiście.
Nie mam żadnego planu (jeszcze), jak to wszystko będzie wyglądało i czy w ogóle będzie zorganizowane. Od dwóch tygodni próbuję KUPIĆ jakiś notes do bullet journal (BuJo), żeby ten plan stworzyć i zaplanować sobie życie, ale jest jak jest. Jeżeli chodzi o te dwa trudne słowa powyżej to odsyłam Was do cudownej, ciepłej, mega kreatywnej Kasi

Ogólnie to w moim życiu bywa tak, że jak narzucam sobie jakieś normy, stawiam ograniczenia to powodzenie danej rzeczy jest nikłe. Taka już jestem i od jakiegoś czasu nauczyłam się z tym żyć. Nie, żeby to wszystko świadczyło o tym, że jestem do dupy, bo: jestem niekonsekwentna, niezorganizowana, nie- nie- nie- Jestem mega zorganizowana, tylko jak nie mam żadnego planu. Trochę namieszałam.

No to wróćmy do tematu posta.
Mam na imię Martyna. Będę tu pisać o wszystkim i o niczym, np. o dyniowych świecach, bo jesień bez świec to nie jesień. A jesień to moja ulubiona pora roku. Mogę sobie wtedy pozwolić na leniuchowanie, slow motion, długie przemyślenia, mimo iż dzień krótki. To właśnie w jesień nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Cynamon, imbir, goździki, jabłka, kruche ciasta, owsianki, dyyynie! Ahh, jak tu nie kochać jesieni.


Hala Gąsienicowa (Tatry)
Ooooo i pobiegać można swobodnie, bo nie jesteś upocona, jak świnia i możesz złapać równomierny oddech. No kocham ją, kocham!
Skończyłam studia, ale nie napiszę jakie, bo mam je głęboko i kuje mnie w boku, kiedy o nich pomyślę. Dzięki 5-letnim studiom, pracuję w GALERII(handlowej), nie sztuki właśnie! Ale wszystko spoko, nauczyłam się to nawet kochać. Dzięki tym studiom też miałam do spłacenia 18 000 tysięcy kredytu (jenny!), ale w maju przyszłego roku leci ostatnia rata, ależ się upiję szczęściem i szampanem może.

O reszcie nie napiszę... co by Ci się chciało tu przyjść jeszcze i poczytać.




Komentarze

  1. Zdjęcie z Hali Gąsienicowej jest nieziemskie! Jak wycięte z jakiegoś kalendarza albo książki fotograficznej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty